Na strome zbocza spitsbergeńskich gór w kwietniu przylatują alczyki. W tym czasie śnieg zakrywa jeszcze wejścia do ich nor gniazdowych. Przypominające małe pingwinki alczyki, aby przyspieszyć jego topnienie, silnymi nóżkami dogrzebują się do ukrytych pod śniegiem ciemnych skał, które odsłonięte absorbują ciepło promieni słonecznych arktycznej wiosny. To niezwykle ważne, aby zjawić się na miejscu lęgowym jak najwcześniej. Ci, którym się to udaje mogą wybrać najlepsze nory i nisze do założenia gniazda. Najkorzystniej jest gniazdować wewnątrz kolonii, gdzie drapieżnikom trudno jest dotrzeć. 
Pod stokami zamieszkanymi przez ptaki zieleni się tundra. Pokryte mchem, porostami i drobnymi kwiatami kamienie, żwiry, brzegi potoków i rozlewisk, przypominają ilustracje ze stron trylogii Tolkiena.
Pod stokami zamieszkanymi przez ptaki zieleni się tundra. Pokryte mchem, porostami i drobnymi kwiatami kamienie, żwiry, brzegi potoków i rozlewisk, przypominają ilustracje ze stron trylogii Tolkiena.
Wysoko na stromych skałach nad kolonią alczyków zamieszkały już mewy blade. Te ogromne ptaki o wynoszącej 180 cm rozpiętości skrzydeł, będą przez cały czas nawiedzać swoich niewielkich sąsiadów. Alczyki są bowiem podstawą ich diety. Mewa blada odzywa się rzadko, a jej mglisto blade upierzenie sprawia, że ma się wrażenie jakby patrzyło się na milczącego ducha mewy.
Na wracające z morza nurzyki i maskonury wyczekuje wydrzyk ostrosterny. Będzie je nękał i napastował tak długo, aż udręczone ptaki „wyplują” ryby, które niosły dla piskląt. Ten chuligański sposób zdobywania pokarmu uczynił z wydrzyków wyśmienitych lotników. Ptaki te zawzięcie bronią swoich gniazd przed wścibskimi, same zaś ochoczo plądrują gniazda nawet większych od siebie ptaków.
Norwegowie nauczyli się, jak radzić sobie z tym upodobaniem rybitw i w miejscach, gdzie ich kolonie znajdują się w bliskim sąsiedztwie siedzib ludzkich, znajdziecie kosze z bambusowymi tyczkami i instrukcją informującą o tym co zrobić, by bezpiecznie przejść obok zaniepokojonych ptaków. Trzymana pionowo tyczka stanowić będzie właśnie ten najwyższy punkt, który będą atakować rybitwy. Głowa spacerowicza pozostanie nie tknięta, a wierzcie mi ukłucie rybitwy jest bolesne. Młode rybitw popielatych przypominają pstrokate puchate kamienie. Przychodzą na świat w skromnych, płytkich dołkach wysłanych suchymi źdźbłami i kawałkami muszli. Pod koniec lata wyruszą na swoją pierwszą wyprawę na otaczający Antarktydę pak lodowy. Ponieważ w tym okresie w Antarktyce również panuje dzień polarny, rybitwy popielate spędzają przy świetle dziennym więcej czasu niż jakiekolwiek inne zwierzę na świecie.
Wielogatunkowe kolonie, na których obok siebie występują nurzyki, alki, maskonury i mewy, noszą nazwę ptasich bazarów i jest to określenie w pełni oddające gwar, jakim ptaki wypełniają okolice.
Układy troficzne w Arktyce są proste. To wpływa na ogromną wrażliwość tego ekosystemu. Człowiek od czasu odkrycia tego obszaru wielokrotnie eksploatował bogactwa Arktyki, sięgając zarówno po jej dobra mineralne jak i poławiając ryby, czy polując na wieloryby, foki, pieśce i białe niedźwiedzie. I choć współcześnie wiele ran zadanych Arktyce przez człowieka się wygoiło to nadal nie jest to miejsce, które może całkowicie odetchnąć. Dziś największym zagrożeniem dla północnych rejonów Europy są postępujące zmiany klimatu związane z efektem cieplarnianym oraz zanieczyszczenia docierające tu z prądami morskimi i wiatrami z nad Europy.
W poznanie tego obszaru niewątpliwy wkład mają nasi rodacy. Wewnątrz fiordu Hornsund, kilkaset metrów od brzegu Zatoki Białych Niedźwiedzi funkcjonuje od roku 1957 najdalej na północ wysunięta polska placówka naukowa. Stacją zawiaduje Instytut Geofizyki Państwowej Akademii Nauk. Od 1978 roku pracują w niej całoroczne ekspedycje organizowane przez Zakład Badań Polarnych Instytutu Geofizyki PAN. Tu też na swoich dwóch wyprawach polarnych przyrodę Spitsbergenu uwieczniał światowej sławy dokumentalista i fotograf przyrody Włodzimierz Puchalski.
W październiku nad wyspami zapada polarna noc. Mogę sobie jedynie wyobrazić jak wygląda wówczas Spitsbergen. Śnieg przykrywa wszystko, zacierając kontury szarych skał i odległych szczytów. Nie słychać już wrzawy ptaków. Przyroda niemal milknie. Przemawia jedynie wiatr. Po zamarzniętym morzu włóczą się polarne niedźwiedzie, znacząc niekiedy śnieg czerwoną krwią zabitych fok. Niczym magiczny kandelabr świeci na spitsbergeńskim niebie polarna zorza. Po długiej zimie nadejdzie jednak wiosna, a z nią wielki zegar przyrody zatoczy koleje koło.
Jeśli już odwiedzi się to miejsce, w duszy pozostaje nieopisana tęsknota za pięknem Spitsbergenu. To miejsce rzeźbi emocje i charakter człowieka, podobnie jak woda, wiatr i mrozy rzeźbiły przez miliony lat współczesny wizerunek archipelagu. Przez krótki czas byłem częścią tego krajobrazu i choć ślady moich stóp w tundrze przysypały już śniegi kolejnych zim, to kto wie, może któregoś dnia znów napełnię płuca rześkim arktycznym powietrzem, a Wy drodzy czytelnicy, staniecie się po raz kolejny towarzyszami mojej wędrówki.
Jarosław Wrosz
Pragnę serdecznie podziękować wszystkim uczestnikom projektu Alkekonge. Gdyby nie Oni, nigdy nie odwiedziłbym Spitsbergenu. Szczególnie dziękuję przy tym mojej żonie Marii i dzieciom: Zosi i Mateuszowi, którzy zgodzili się abym oddalił się od Nich tak daleko, a którzy podobnie jak Wy poznali to miejsce jedynie z moich opowieści.
Artykuł opublikowany przez autora również w kwartalniku OTOP Ptaki’4’12